Przejdź do głównej zawartości

Boso przez pole

Co można zrobić w pierwszy dzień szkoły? Można obejrzeć ulubiony serial, przeczytać książkę, przygotować się na następny dzień… Ale można też sprawić by ten ostatni dzień wakacji był niezapomnianym dniem.

Tego dnia niesamowicie korciło mnie, aby gdzieś wyjechać. Jako, że dalej niż do Poznania nie mogłam, namówiłam przyjaciółkę, abyśmy pojechały do Poznania. Moja przyjaciółka bardzo interesowała się w tamtym czasie samolotami i wpadła na pomysł, żebyśmy pojechały na Krzesiny. Zaraz też poszłyśmy na przystanek, tak jak stałyśmy – na galowo, i pojechałyśmy pierwszym autobusem.

Bez żadnej nawigacji i Internetu w telefonach dotarłyśmy na przystanek w Krzesinach. Nie wiedziałyśmy w którym kierunku iść, ale szczęśliwie dla nas, na niebie ukazał się przelatujący samolot, który zniżał do lądowania. Zaczęłyśmy iść w jego kierunku. Upał był niesamowity i sandały, które nadawały się na uroczystość rozpoczęcia roku, podczas dłuższej wyprawy zaczynały zwyczajnie obcierać nam stopy. Kiedy decydowałyśmy się na ich zdjęcie, palił nas w stopy rozgrzany asfalt. Cóż, kto mógł przewidzieć, że wybierzemy się w taką drogę?

W końcu zeszłyśmy z drogi i zaczęłyśmy iść polami. Z naszej lewej strony był płot, za którym rozciągał się nieprzenikniony las. Tak, to była dosłownie ściana lasu. Za nim prawdopodobnie było lotnisko. Chciałyśmy obejść płot, wiedząc, że w którymś miejscu musi być przecież brama.

Szłyśmy tak kilka godzin przez drapiące ściernisko. Upał dokuczał coraz bardziej, a pola zdawały się nie mieć końca. Na miękkim ciemnobrązowym polu zdejmowałyśmy sandały, aby dać odetchnąć stopom. Wilgotne grudy ziemi były cudowną odmianą dla podrapanych i rozgrzanych stóp. Na ściernisku znowu zakładałyśmy sandały, aby nie pokaleczyć stóp. W rezultacie brudne od ziemi stopy brudziły jasnobrązowe podeszwy sandałków, ale wtedy nie miało to dla nas większego znaczenia.

Marzyłyśmy tylko o jednym – o wodzie. O zwykłej, chłodnej wodzie. Sklepów nigdzie nie było widać, więc szłyśmy, mając nadzieję, że gdzieś będzie droga, a idąc wzdłuż drogi dojdziemy do jakiegoś sklepu. Nie chciałyśmy już nawet dojść do lotniska.

W końcu udało nam się dojść do głównej drogi. Starsza pani wskazała nam drogę do sklepu. Kupiłyśmy tam wodę i szukałyśmy przystanku, z którego mogłybyśmy dotrzeć do domu. Po długich poszukiwaniach udało się jakiś znaleźć. Dojechałyśmy do pętli, a stamtąd wiedziałyśmy już, którędy jechać do domu.

W sumie nie udało nam się zobaczyć samolotów wojskowych, ale przygoda i tak była udana. Jest ona jednym z dowodów na to, że nie trzeba jechać nie wiadomo gdzie, aby przeżyć przygodę. Nie trzeba zaplanować podróży. Wystarczy wsiąść do autobusu i jechać, gdzie koła poniosą. Nie zawsze cel, który wyznaczymy jest naszym celem. Czasami prawdziwym celem jest dotarcie do domu.

A czym Tobie przydarzyła się jakaś szalona przygoda? Wpadłeś na pomysł, aby za chwilę go zrealizować? Czy może wolisz planować podróże – te małe i duże?

Komentarze